Pod koniec II Wojny Światowej, Albert Speer, minister przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy ogłosił wprowadzenie szeregu nowoczesnych, przełomowych technologii militarnych. Hitlerowscy naukowcy pracowali nad osiągnięciami techniki, które miały przeważyć szalę zwycięstwa. W stoczni w Elblągu powstawały egzemplarze niewielkich dwuosobowych okrętów podwodnych typu „Seehund”(Foka) o długości 11,9 m. Te miniaturowe okręty miały zadanie transportować podwodne wyrzutnie pocisków A-4. Aby uchronić okręty przed bombardowaniami, przewieziono je Kanałem Oberlandzkim (Ostródzko-Elbląskim) do Ostródy. Taką relację zapisał w swoim pamiętniku oficer Kriegsmarine Johan Scherz.
Okręty z Elbląga
Stocznia Ferdynanda Schichau’a w Elblągu znana była z produkcji statków i okrętów. Już w 1852 roku stocznia otrzymała pierwsze zamówienie dla marynarki wojennej, które dotyczyło części maszyn i wyposażenia dla korwety "Danzig" (Gdańsk). Pierwsze zamówienie na cały okręt wojenny wpłynęło w 1877 r. Stocznia Schichau’a miała swoje duże zakłady także w Gdańsku i Piławie. Już w 1891 r. położono stępkę pod pierwszy statek - krążownik "Gefion". Okręt został zwodowany 31 maja 1893 r. w obecności cesarza Wilhelma II. Po śmierci Ferdynanda Schichau, firmą zarządzał jego zięć Carl Heinz Ziese. Po dojściu Hitlera do władzy stocznia realizowała program zbrojeniowy. Powstawały tu niszczyciele oraz okręty podwodne U-booty.
Do 1944 roku zwodowano w stoczni także 67 nowoczesnych, miniaturowych okrętów podwodnych „Seehund”. Załoga tych kieszonkowych U-bootów liczyła tylko 2 osoby. Uzbrojenie stanowiły dwie torpedy 533. Dzięki swoim małym rozmiarom (11,9 m długości i tylko 1,7 m wysokości) okręty mieściły się w komorach śluzowych Kanału Ostródzko-Elbląskiego. Dla przypomnienia: śluza Miłomłyn ma 33,88 m długości i 3,60 szerokości a śluza Zielona rozmiary 34,19 m x 3,55 m. W 1944 roku w obliczu alianckich bombardowań obiektów stoczniowych zapadła decyzja o ukryciu kilku okrętów z daleka od wybrzeży morskich. Elbląg oraz jego port wielokrotnie był bombardowany. Wybór padł na Osterode Ostpreussen, małe pruskie miasteczko odległe od Elbląga o kilkadziesiąt kilometrów. Taka decyzja miała wyprowadzić w pole wrogów III Rzeszy. Kto bowiem spodziewałby się okrętów podwodnych na mazurskich jeziorach? Dzięki urządzeniom hydrotechnicznym Kanału, takim jak pochylnie i śluzy, ukrycie okrętów w głąb lądu, było jednak możliwe. Cała operacja owiana była tajemnicą. Cztery małe okręty podwodne „Seehund” pod osłoną nocy wpłynęły do niewielkiej stoczni w Ostródzie, znajdującej się niedaleko śluzy Ostróda (dziś cumują tam statki Żeglugi Ostródzko-Elbląskiej).
Był jeszcze jeden powód ukrycia tych okrętów. W tajnych pracowniach przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy powstawały podwodne wyrzutnie typu A-4. Pierwsze próby wystrzelenia rakiet woda-ziemia zakończyły się sukcesem. Okręty „Seehund” potrzebne były do transportu tych wyrzutni i ataku na Londyn a nawet Nowy Jork! To był szaleńczy plan Hitlera.
Trafiony zatopiony
Okręty przez kilka tygodni cumowały w Ostródzie. Załogi okrętów wyróżniały się umundurowaniem wśród innych formacji wojska. Marynarze brali nawet udział w lokalnych rozgrywkach piłkarskich. Po pewnym czasie dowództwo Kriegsmarine wydało rozkaz o ich powrocie do Elbląga. Rozkaz spowodowany był prawdopodobnie możliwością użycia wyrzutni A-4. Powodem mogła być także zbliżająca się zima oraz nadchodząca dużymi krokami Armia Czerwona. Jesienią 1944 roku miniaturowe okręty podwodne ruszyły w kierunku Elbląga, oczywiście tą samą drogą – Kanałem Oberlandzkim. Na akwenie jeziora Drwęckiego, około 200 metrów od wejścia do Kanału, zostały wytropione przez radziecki samolot. Jeden z okrętów został trafiony i poważnie uszkodzony. Nie dopłynął do kanału. Zatonął. Załoga zdołała się ewakuować. Pozostałe okręty dotarły do Elbląga. Z opresji uratował się wówczas Johan Scherz, który po wojnie opisał wszystko w swoich pamiętnikach. Scherz zmarł w 1986 roku. Pamiętniki odnalazła niedawno na strychu domu w Niemczech, wnuczka Scherz’a.
Porwane sieci i eksploratorzy
Po wojnie rybacy Państwowego Gospodarstwa Rybackiego, często narzekali na „coś”, co niszczyło ich sieci przy połowach na jeziorze Drwęckim. Sądzili, że jest to wrak jakiejś łódki albo zatopione dębowe bale. Jezioro Drwęckie, w niektórych miejscach jest głębokie na 22 metry. Bez specjalistycznego sprzętu ciężko sprawdzić, co jest pod wodą. Teren tego łowiska był, więc po prostu omijany.
Dziś grupa eksploratorów z Warszawy chce wydobyć mały niemiecki okręt „Seehund” typu XXVIIB. Na świecie zachowało się tylko kilka jego egzemplarzy. Jeden z nich stoi w New Jersey Naval Muzeum w USA.
Od czasu zakończenia II wojny światowej mija 61 lat. Tajemnice i zagadki z czasów wojny ciągle czekają na swoich odkrywców. Już niedługo ekspedycja poszukiwaczy rozpocznie prace nad wydobyciem niemieckiego okrętu z dna jeziora Drwęckiego. Miejmy nadzieję, że okręt „Seehund” – „Foka” zostanie w Ostródzie jako atrakcja turystyczna, i nie będzie sprzedany do jakiejś prywatnej kolekcji.
Zobacz również: