Rozmowa z Panem Andrzejem Sasem o jego pasjach i ciekawych zainteresowaniach.
Kiedy zaczęło się twoje zainteresowanie krótkofalarstwem?
Krótkofalarstwem zainteresowałem się w wojsku. W jednostce do której mnie wcielono musiałem nauczyć się alfabetu Morse’a. Przy jednostce, w której służyłem istniał klub krótkofalowców tam też po raz pierwszy zetknąłem się z krótkofalarstwem i w ciągu niedługiego czasu zdobyłem licencję nasłuchowca. To był pierwszy szczebel krótkofalarstwa. Po półrocznej szkółce przeniesiony zostałem do jednostki liniowej, gdzie także istniał klub krótkofalowców, do którego wstąpiłem. Tam dalej kształtowałem swoją wiedzę na ten temat. Natomiast podczas pobytu na przepustce w Ostródzie, trafiłem do organizowanego wówczas klubu krótkofalowców SP4 PDO przy Spółdzielni Mieszkaniowej „Jedność”. Był to początek lat 70-tych. W tym czasie nabór i szkolenie prowadził nieżyjący już kolega Jurek Pieślak - SP4 AUQ. Klub ten mieścił się w pomieszczeniach spółdzielni mieszkaniowej, w bunkrze nad wejściem od strony ul. Jagiełły. Po wyjściu z wojska aktywnie uczestniczyłem pracach klubu. Było tam mnóstwo młodzieży, która się szkoliła w tym sporcie krótkofalarskim, uczyła się alfabetu Morse’a, elektrotechniki, sposobu prowadzenia łączności radiowych, budowała własne konstrukcje itp. Jeszcze będąc w wojsku zdałem państwowy egzamin na świadectwo uzdolnienia, które uprawniało do ubiegania się o licencję nadawcy. Zaraz po wyjściu z wojska złożyłem dokumenty w ówczesnej Państwowej Inspekcji Radiowej (PIR) i po ponad półrocznym oczekiwaniu w maju 1975 roku zostałem szczęśliwym posiadaczem licencji nadawcy i znaku wywoławczego SP4SAS. Swoją pierwszą pod własnym znakiem łączność przeprowadziłem w 8 czerwca 1975 roku o godz. 19:14 w paśmie 3,5 MHz - oczywiście telegrafią - z kolegą Adamem z Lubartowa o znaku SP8HRA i chwilę potem przekroczyłem granicę łącząc się ze stacją z Czechosłowacji. Używałem do tego lampowego nadajnika własnego wykonania.
Czy w tamtych czasach łatwo było zdobyć licencję krótkofalowca?
W tamtych czasach, żeby otrzymać licencję nadawcy w służbie amatorskiej trzeba było pokonać szereg barier pierwszą z nich była nauka alfabetu Morse’a, poznanie podstaw elektroniki (wtedy w użyciu jeszcze były lampy elektronowe), nauka prowadzenia łączności, slangu i różnego rodzaju kodów radiowych no i następnie egzamin. To wszystko było jednak do pokonania. Schody zaczynały się dopiero po złożeniu dokumentów w PIR. Sprawdzano wtedy czy ma się kogoś bliskiego za granicą, szczególnie na tzw. zachodzie, kilkakrotnie pojawiała się w moim domu i u sąsiadów milicja prowadząc wywiad środowiskowy. Taka procedura trwała około pół roku i nie wszystkim dane było otrzymać licencję nadawcy.
Co ciekawego jest w krótkofalarstwie, co ciebie w nim pociągało?
W czasach, kiedy ja zaczynałem, bakcylem, który ciągnął do bycia krótkofalowcem, była chęć poznania świata niedostępnego dla przeciętnego zjadacza chleba w normalny sposób a połączenia z odległymi krajami dawały tego namiastkę. Nie każdy też mógł nim zostać. Była to swego rodzaju nobilitacja. Krótkofalarstwo zmuszało do nauki geografii, poznawania nowych trendów techniki i własnoręcznej budowy urządzeń nadawczo – odbiorczych. Dawało możliwość porozmawiania z człowiekiem na odległej wyspie, w odległym kraju. Np. rozmowy ze stacją z Brazylii gdzie było lato i nasz korespondent(-ka) siedział sobie w domku na plaży i nadawał, a my tu mieliśmy srogą zimę. Krótkofalarstwo było i jest doskonałym sposobem do nauki języków obcych szczególnie angielskiego, który jest podstawowym językiem do prowadzenia międzynarodowych łączności.
Czy krótkofalowcy rywalizują ze sobą w jakiś sposób?
Jest wiele płaszczyzn rywalizacji krótkofalowców, zdobywania różnego rodzaju dyplomów, relacji z interesujących miejsc, szukania ciekawych stacji. Wiele zawodów odbywa się cyklicznie, do nich należy SPDX Contest, podczas którego krótkofalowcy z całego świata nawiązują łączności ze stacjami z Polski. Rozgrywany jest zawsze w pierwszy weekend kwietnia i trwa bez przerwy 24 godziny. Są konkursy kilkugodzinne i kilkudniowe. Praktycznie nie ma tygodnia żeby nie było zawodów.
Twój największy sukces?
W zawodach krajowych było parę pierwszych miejsc, a za granicą wielkich sukcesów nie odniosłem, ale plasowałem się w granicach pierwszej dwudziestki/trzydziestki w zawodach międzynarodowych. Zdobyłem wiele pucharów, nagród rzeczowych i ponad 100 dyplomów i certyfikatów. Obecnie zaabsorbowały mnie zawody w pasmach powyżej 50 MHz. W ubiegłym roku w zawodach wrześniowych I Regionu IARU w paśmie 144 MHz zająłem 2 miejsce a w listopadowych zawodach włoskich Marconi 4 miejsce.
Czy jest to tanie hobby?
Z chwilą wejścia do Unii Europejskiej, umocnienia się złotówki to hobby jest coraz tańsze i w tej chwili niewielu pracuje już na sprzęcie własnoręcznie wykonanym. W czasach kiedy ja zaczynałem, dobre radio kosztowało tyle co nowy maluch. W chwili obecnej przyzwoity sprzęt kosztuje w granicach 4-5 tysięcy zł. Oczywiście urządzenia używane są tańsze. Radiostacja to jednak nie wszystko. Bez anten nie można jej używać ale te można już wykonać we własnym zakresie. A tak przy okazji niektórzy koledzy w kraju mają problem z uzyskaniem zgody administracji budynków na zainstalowanie anten. Myślę jednak że na naszym terenie problem ten nie występuje, a każdy młody człowiek który się z taką prośbą zgłosi spotka się z życzliwością i takową zgodę otrzyma.
Czy nie uważasz, że w dobie internetu, krótkofalarstwo traci na znaczeniu?
Wydaje mi się, że nie, gdyż rzesza krótkofalowców się ciągle rozszerza. Jest nas w Polsce w tej chwili kilkanaście tysięcy a na świecie wiele milionów w tym w samej Japonii około 3 milionów. Z każdym rokiem liczba ta rośnie. Śmiem twierdzić że jest odwrotnie dziś komputer, internet i krótkofalarstwo wzajemnie się uzupełniają i wspomagają.
To krótkofalowcy pierwsi rozwinęli sieć internetową na dużym obszarze - kiedy trwały jeszcze próby laboratoryjne – wykorzystując do przekazu radiostacje, była to tzw. emisja Packet Radio. Obecna nowoczesna radiostacja posiada w sobie kilka procesorów. Dziś krótkofalarstwo to nie tylko telegrafia i fonia ale cały szereg emisji cyfrowych, telewizja amatorska, łączności na falach odbitych od księżyca czy śladów meteorytów, wykorzystywanie transponderów satelitów amatorskich, a w pasmach gigahercowych łączności na odległość wielu setek kilometrów przy wykorzystaniu rozproszenia od kropel deszczu – sam taką łączność zrobiłem w zeszłym roku ze stacją z Poznania. Reasumując w krótkofalarstwie każdy może znaleźć coś dla siebie.
Czy przydarzyła ci się jakaś ciekawa przygoda, związana z krótkofalarstwem?
Takich ciekawych sytuacji mogę wymienić wiele. Do nich należą łączności na UKF-ie przeprowadzane w momencie gdy wystąpiły sprzyjające warunki troposferyczne. Kiedy przy normalnych warunkach propagacyjnych łączności w paśmie 2 metrów możemy przeprowadzić na odległość 100-200 kilometrów, pojawiające się tropo pozwala łączyć się na odległość sięgającą 1000 i więcej kilometrów. 1 kwietnia robimy sobie często kawały i tak przy okazji informowania o sprzęcie na jakim pracujemy wymyślamy niestworzone rzeczy. Kiedyś przy pracy na urządzeniach lampowych, w pewnym momencie odbieram, że ktoś pracuje na sprzęcie z lampą LN2K, a w spisie takich lamp nie ma. Więc pytamy tą osobę o szczegóły. Odpowiada mi, że jest to nowa lampa, niedawno wyprodukowana, a w Polsce to jest pierwszy egzemplarz. Na dalsze zapytania otrzymuję odpowiedź, że jest to Lampa Naftowa Dwu Knotowa. Każde polowanie na DX-y czyli stacje z najdalszych zakątków świata, z krajów gdzie praca krótkofalowców jest zakazana lub z małych niezamieszkałych wysepek czy wręcz ze skał wystających z morza lub oceanu za każdym razem jest wielką przygodą trwającą wiele godzin tak w dzień jak i w nocy nie zawsze zakończoną powodzeniem.
Czy były jakieś trudności związane z tym hobby w okresie stanu wojennego?
Po ogłoszeniu stanu wojennego mieliśmy 24 godziny na zdeponowanie sprzętu w wyznaczonym miejscu. Natomiast zakaz pracy obowiązywał z chwilą ogłoszenia stanu. Nie wolno nam było używać radia. Sprzęt ten wrócił do mnie, chyba po 3 latach, ale nie nadawał się już do użytku, bo przechowywany był w fatalnych warunkach.
Czy krótkofalarstwo to tylko hobby?
Z chwilą wynalezienia radia powstało też krótkofalarstwo. Ludzie którzy pracowali przy urządzeniach radiowych po pracy budowali własne nadajniki i eksperymentowali na nieużytecznych jak to określali naukowcy falach odkrywając nowe właściwości fal radiowych w coraz to wyższych częstotliwościach. Ujawniając wyniki tych eksperymentów tracili odkryte pasma i spychani byli coraz dalej i dalej. Efektem tego jest obecny band plan w którym krótkofalowcom pozostawiono niewielkie wycinki pasm do dalszego użytkowania. Podobnie jest z powstawaniem różnego rodzaju emisji radiowych gdzie wiele z nich było efektem pracy hobbystów a potem przyjęło się powszechnie. O krótkofalarstwie mówi się, że jest to hobby, ale nie tylko. Krótkofalowcy niejednokrotnie dowiedli, że mogą pomóc w sytuacjach klęsk żywiołowych czy katastrof . Tak było na przykład w początkach ubiegłego wieku po katastrofie sterowca w Arktyce, kiedy to krótkofalowiec odebrał sygnał nadany przez rozbitków i przekazał go odpowiednim służbom. Podobnie było po wystąpieniu tsunami 26 grudnia 2004 roku kiedy to pracująca na Andamanach ekspedycja DX-owa VU4NRO przerwała pracę i ostrzegła mieszkańców tej i innych wysp. Nie należy także pominąć roli krótkofalowców podczas powodzi w 1997 roku. Wtedy to po kilkunastu godzinach od zalania kolejnych miast uszkodzeniu uległy urządzenia łączności profesjonalnej a przy braku prądu przestała działać telefonia komórkowa. Wówczas to krótkofalowcy utrzymywali łączność między sztabami kryzysowymi w poszczególnych miastach za pośrednictwem przemienników umieszczonych na wzgórzach oraz pośredniczyli w nawiązywaniu kontaktów powodzian z rodzinami w głębi kraju.
Posiadane przez krótkofalowców pozwolenia radiowe wydawane są na używanie urządzeń radiowych w służbie radiokomunikacyjnej amatorskiej. Czyli nasze hobby jest też służbą i dlatego np. każdy wilk morski wybierający się w daleki rejs zabiera ze sobą na pokład urządzenie pracujące w pasmach amatorskich bo wie że o każdej porze dnia i nocy może pod każdą szerokością geograficzną spotkać w eterze krótkofalowca z którym może porozmawiać, poradzić się czy poprosić o pomoc.
Wiem, że krótkofalarstwo to także hobby rodzinne.
Tak. Ponieważ w mojej rodzinie wszyscy mamy coś wspólnego z krótkofalarstwem, elektroniką i ogólnie z prądem to założyliśmy rodzinny klub, który istnieje od 1995 roku i działa pod znakiem SP4YGS. Na początku byliśmy sami tj. moja małżonka Lidka SQ4SAS, nasi dwaj synowie Paweł i Piotrek no i ja. Nasz klub uczestniczy w promocji pięknych terenów Warmii i Mazur, Parku Krajobrazowego Wzgórz Dylewskich, Kanału Ostródzko-Elbląskiego, poprzez pracę stacji okolicznościowych, które instalujemy na Górze Dylewskiej, statkach Żeglugi i w innych miejscach, w zależności od możliwości i potrzeby.
W Ostródzie, w latach 60-tych i 70-tych istniały dwa kluby. Klub Ligi Obrony Kraju, który znajdował się na przystani nad Jeziorem Drwęckim oraz wspomniany już przeze mnie przy Spółdzielni Mieszkaniowej „Jedność”. Obecnie żadnego z tych klubów nie ma a szkoda bo na pewno znaleźliby się chętni do zapoznania się z tym interesującym i pożytecznym hobby młodzi ostródzianie.
Oprócz krótkofalarstwa mamy także inne rodzinne zainteresowanie, a mianowicie jazdę na rowerach. Jest to forma aktywnego wypoczynku po pracy zawodowej i siedzeniu przy radiostacji. Jazda na rowerach uzupełnia więc zapotrzebowanie na ruch. Ostatnimi czasy, dzięki biegowi Sasinów na Wzgórzach Dylewskich a zima była normalna, zaszczepił się w nas bakcyl narciarstwa biegowego. Przez ostatnie dwa tygodnie przemierzyliśmy na nartach ponad 50 km po okolicach Ostródy zaczynając od zera czyli od pierwszych posunięć nartami i wielu upadków. Mamy nadzieję, że rowery i narty biegowe będą zyskiwały coraz większe grono zwolenników i na te tematy porozmawiamy przy okazji rajdu rowerowego czy biegu narciarskiego. Chętnie podzielimy się wrażeniami z wypraw rowerowych, narciarskich, krótkofalarskich oraz pracy naszego klubu SP4YGS, który zrzesza członków nie tylko naszej rodziny w Ostródzie ale też ostródzian na emigracji tak w kraju jak i za granicą że wymienię tu Andrzeja SP9XUD z Krakowa czy Wojtka SP4TWV (DL1TWV) z Bremenhaven w Niemczech bo przecież jesteśmy jedną wielką ostródzką rodziną. A teraz przepraszam Pana Redaktora bo muszę założyć słuchawki i poszukać na paśmie kolegi Wojtka z którym jestem umówiony.