Od czasu otwarcia sklepów w nowym pasażu byli zmorą właścicieli i pracowników punktów handlowych. Co najmniej raz w tygodniu robili sobie "spacer" po sklepach, wynosząc z nich najróżniejsze towary.
Było ich troje - dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Oni zazwyczaj zagadywali sprzedawców, ona - brała, co jej wpadło w ręce i uciekała. Nowe pracownice sklepów były od początku ostrzegane przez koleżanki z sąsiednich sklepów. Twarze złodziei były im już dobrze znane.
- Kiedy wchodzili do sklepu, skupiałam na nich całą uwagę - mówiła nam kiedyś jedna z ekspedientek - Nie mogłam ich ze sklepu wyprosić, mogłam tylko patrzyć im na ręce.
Kolejna ze sprzedawczyń kiedyś wdała się w szarpaninę ze złodziejką. Udało jej się uratować towar o znacznej wartości. Jedna z pań pracujących w pasażu nie chciała z nami, nawet anonimowo, rozmawiać o złodziejach. Dojeżdża do pracy, późno z niej wychodzi - po prostu się boi.
Kradli, kradli, ale szczęście im nie dopisało - zostali zdemaskowani przez pracowników sklepów w pasażu. Teraz już nie mają tu czego szukać. Chyba to wiedzą, bo... zniknęli. - Teraz już ich nie widuję. U nas się nie pojawiają i słyszałam, że w pobliskich punktach handlowych też nie. Nie wiadomo na jak długo, ale jest spokój - mówi jedna z ekspedientek. - A ja ich widuję w okolicach ulicy Grunwaldzkiej - dodaje inna - Kręcą się, ale nie widziałam, żeby coś wynieśli.
Miejmy nadzieję, że już nie wrócą. Wynieśli się, co z pewnością jest zasługą zdeterminowanych sprzedawców, którzy skutecznie, jak widać, zniechęcili rabusiów.