Od redakcji

Czekaliśmy na Ostrock festiwal, jak co roku. Czekali na niego także miłośnicy reggae w całej Polsce. Ostróda już ma to do siebie, że musi czymś zabłysnąć. Udało się popisać gościnnością.
W murach zamku było dość spokojnie. Rozczochrany tłumek podskakiwał radośnie. Dokładnie na wysokości tablicy Napoleona przebiegała granica drgania. Za tablica publiczność zachowywała się bardziej statycznie. Sama impreza była bezalkoholowa. W barze w piwnicy zamku nie sprzedawano alkoholu, a strażnicy na bramie sprawdzali zawartość plecaków i torebek. Oczywiście niektórym udało się przemycić małe co nieco.
Ale to nie zamek stał się centrum wydarzeń tylko bar Bistro nad jeziorem. Nie po raz pierwszy zdarzały się tam bójki, ale po raz pierwszy z powodu awantury przerwano imprezę.
Około północy kilkunastoosobowa grupa młodych mężczyzn zaczaiła się w pobliżu baru na wracających z zamku "jamajczyków". Wszczęła się walka. Policja zatrzymała 10 najbardziej agresywnych uczestników awantury. Większość z nich byłą pod wpływem alkoholu, wszyscy to mieszkańcy Ostródy w wieku 17-22 lata. Jak wynika z informacji rzecznika KPP w Ostródzie, zostaną na nich sporządzone do Sądu Rejonowego wnioski o ukaranie za zakłócanie ładu i porządku publicznego. Z miejsca zdarzenia karetka na sygnale odwiozła rannych.
Pozostają pytanie: kto nie dopilnował porządku i kto za to odpowiada? Policja i straż miejska, czy organizator? Ten drugi ma obowiązek zabezpieczyć imprezę na terenie, na którym się ona odbywa. Trudno wymagać, by zabezpieczał całe miasto, bo nigdy nie wiadomo co może się zdarzyć. A policja? Ona jak zawsze tłumaczy się brakiem środków i szuka winy rodziców. Dziwi tylko fakt, że z powodu bójki przy bistro przerwano zabawę na zamku. Dlaczego, mimo nie jednej już awantury w tym miejscu (sama byłam świadkiem dwóch tego lata) to nie bar został zamknięty i nadal ma koncesję na sprzedaż alkoholu? Może trzeba zadać pytanie, czy miejsce jest odpowiednio zabezpieczone? Jeśli policja ma tak mało patroli, to czy stać ją na stawianie "suki" na skraju bulwaru co weekend?
Nie zagrały dwa najbardziej oczekiwane zespoły. Z murów zamku nagle wyrzucono ponad tysiąc wściekłych, rozczarowanych i szukających winnych ludzi. Mogło się skończyć o wiele gorzej.
Nie chcę słuchać od policji, że przy takich imprezach nie są w stanie zabezpieczyć mojej dobrej zabawy. Ja i wielu mieszkańców czujemy się sterroryzowani przez "dresiarzy", policja nie widzi zorganizowanej przestępczości, a bezpieczeństwo jest taką samą fikcją w tym mieście, jak wolność słowa.