Dzieci w śmietniku

Straż Miejska zabrała dzieci, by oddać je w ręce rodziców...Ulica, którą dochodzi się do środkowego przejazdu jest atrakcyjna, stoi na niej mnóstwo eleganckich sklepów. Mało kto wie, co dzieje się z tyłu, na przykład przy zakręcie na ulicę Kolejową, we wnęce koło stojącego tam słupa. To, że bardzo wiele osób robi sobie z tego miejsca szalet publiczny, to jedna sprawa. W upalny dzień, przechodząc obok tego miejsca można dosłownie paść pod wpływem unoszących się tam "woni". Okazuje się jednak, że w centrum miasta, za ciągiem sklepów na ulicy Czarnieckiego, od kilku dni nocują w kartonach dzieci...
Kilka dni temu dostaliśmy informację, że miejsce to jest "lokum" noclegowym dzieci, które wywodzą się najprawdopodobniej z tak zwanych "patologicznych rodzin". Rzeczywiście, na miejscu wskazanym przez naszego czytelnika w zasłoniętej ogromnym kartonem wnęce, znaleźliśmy dwóch chłopców owiniętych szczelnie śpiworami. Gdyby nie słabe odgłosy życia i widoczny kawałek buta nikt nie domyśliłby się, że śpią tam dzieci. Chwilę później przyjechała zaalarmowana przez nas Straż Miejska.
- Znam te dzieciaki z widzenia. - mówi właściciel pobliskiego sklepu. - To "wąchacze kleju", nie pierwszy raz już tu się ich widzi, zajmują się kradzieżami i wąchają... Zrobili sobie jak widać noclegownię, strach pomyśleć, gdyby tym dzieciom coś się stało, na przykład zaćpałyby się, nikt by o tym nie wiedział... Alarmowałem Straż Miejską już wczoraj, ale nikt się nie zjawił.
Obserwowaliśmy poczynania Straży Miejskiej. Dzieci zostały wyprowadzone z wnęki, spisano ich dane, sprawdzono co mają przy sobie, po czym wsadzono je do samochodu. Zapytaliśmy, co dalej stanie się z chłopcami.
- Zostaną oddani rodzicom - odpowiedział strażnik.
Straż Miejska zapytana o to, czemu nie interweniowała w dniu, kiedy dostała zgłoszenie odparła, że owszem, strażnicy byli tutaj, ale dzieci nie znaleźli.
Jeśli rzeczywiście chłopcy pochodzą z rodzin patologicznych, nasuwa się refleksja, że Straż Miejska zmarnowała tylko czas przyjeżdżając i zabierając je, by oddać rodzicom. Jeśli chłopcy przestraszyli się mundurowych, może na jakiś czas będą nocować w domu, jednak istnieje duże prawdopodobieństwo, że znajdą sobie kryjówkę po prostu trudniejszą do odkrycia przez inne osoby. Do kogo można mieć pretensje o to, że dwóch małych chłopców, zamroczonych narkotykiem śpi w centrum miasta, robiąc sobie lokum za kartonem? Do rodziców, którzy prawdopodobnie nigdy się nimi nie zainteresowali? Do pomocy społecznej, która powinna być dbać o dzieci pochodzące z rodzin patologicznych? Do władz odpowiedzialnych za pomoc rodzinie? A może tradycyjnie, zwyczajem zgorzkniałego, nic nie robiącego, narzekającego Polaka do: Pana Boga, Losu, Przeznaczenia...?