3 listopada obchodzony jest dzień św. Huberta uważanego za patrona jeźdźców i myśliwych. Kult świętego Huberta narodził się w Ardenach belgijskich w miejscowości Saint Uber, ponieważ tam znajduje się część relikwii świętego.
Trochę historii.
Hubert urodził się około 655 roku. Był żonaty i miał syna Floryberta późniejszego świętego, który objął po nim biskupstwo w Liege. W młodości uwielbiał polowania i dlatego poświęcał temu zajęciu cały wolny czas, a miał go bardzo dużo. Pewnego razu, kiedy zapamiętale polował ukazał mu się jeleń z krzyżem jaśniejącym między rogami i przemówił do niego tymi słowami " dlaczego prześladujesz niewinne zwierzęta, lepiej pomyśl o zbawieniu swojej duszy. Po tym wydarzeniu Hubert przestał polować. Należy przypomnieć, że chrześcijanie pierwszych wieków szanowali zwierzęta i bardzo poważnie traktowali przykazanie " nie zabijaj", ponadto o czym nie pamiętamy byli wegetarianami. Hubert nawrócił się i został duchownym. Początkowo był misjonarzem w południowej Bawarii. Około 704 roku zasiadł na stolicy biskupiej w Maastricht, którą w 717 tuż przed śmiercią przeniósł do Liege. Kult Huberta rozprzestrzenił się w krajach sąsiednich, a w XI wieku świętego Huberta utożsamiano ze świętym Eustachym, który też miał nawrócić się podczas łowów. Wzmiankę na temat polowań na ziemiach polskich można znaleźć w anonimowym wydaniu " gospodarstwa jeździeckiego, strzelczego i myśliwczego" z około 1600 roku. W połowie XIX wieku zaczęto polować w stylu angielskim zwanym par force. Używano do tego celu sprowadzono do celu z Irlandii wytrzymałe konie Huntery oraz sfory psów gończych. Polowania par force należą do najbardziej okrutnych i bezsensownych. Lis jest rozrywany żywcem na kawałki przez sforę. Na szczęście polskie prawo zakazuje polowań konno, a uczestnicy biegów myśliwskich podążają śladem jeźdźca udającego lisa. Bieg Św. Huberta jest bardzo spektakularnym widowiskiem, nie do wymazania z pamięci. W okresie między wojennym słynne biegi myśliwskie organizowała Krakowska Brygada Kawalerii. Po wojnie zwłaszcza w ostatnim dziesięcioleciu biegi myśliwskie stały się bardzo popularne. Przestały być elitarnym widowiskiem dostępnym tylko dla wybrańców.
Również Ostróda doczekała się swojego biegu myśliwskiego.
Stało się to za sprawstwem państwa Aliny i Andrzeja Saneckich właścicieli stadniny koni w Małej Rusi koło Ostródy. W niedzielne przedpołudnie 10 listopada grupa jeźdźców spotkała się przed stajnią. Po zbiórce i powitaniu przez organizatorów uczestników nastąpił wyjazd na trasę crossu. Tegoroczna trasa była wyjątkowo ciekawa. Przebiegała w przepięknym lesie okalającym od południowej strony jezioro Szeląg Wielki. Pełna była różnych przeszkód naturalnych, jak zjazdów, wjazdów, drewnianych mostków, wykrotów, wałów i powalonych drzew. Liczyła ona kilkanaście kilometrów i zakończyła się na polanie w Małej Rusi. W czasie gdy jeźdźcy przemierzali las inni uczestnicy zabawy, niżej podpisany także, zostali przewiezieni bryczkami w miejsce gdzie kończy się trasa konnych. Po przybyciu wszystkich na polanę organizator Andrzej Sanecki dmuchając w róg dał znać o drugiej części zawodów jakim było polowanie na lisa. Tegoroczna gonitwa za lisią kitą była emocjonująca, lecz krótka. Lisi ogon został zerwany przez Michała Saneckiego już po kilku sekundowej gonitwie. - " Lis był za wolny, a Michał za szybki tak skomentowali to wydarzenie liczni obserwatorzy". Następnie wszyscy konni galopem wykonali okrążenie wokół polany. Był to przepiękny akcent kończący część sportową imprezy. Po obrządku był bigos, kiełbaski z rożna i inne specjały. Ta udana impreza zakończyła się ogniskiem. Uczestnicy z Olsztyna, Iławy, Zalewa i innych miejscowości zapowiedzieli swoją obecność w przyszłym roku. Na zakończenie ciekawostka. Tradycyjnym strojem konnych jest czerwony rajtok ( fraczek ). A dlaczego? Ponieważ jego kolor ułatwia znalezienie pechowego jeźdźca w krzakach.