POSZEDŁ PIES DO WETERYNARZA

Zdarzyło się pewnego razu, że zachorował pies i należało coś z nim zrobić. Właściciel, chcąc nie chcąc, uwiązał psa na smyczy i zaprowadził do weterynarza. Tenże, po oględzinach, bez zbędnych ceregieli orzekł, że psa należy uśpić. I niezwłocznie to uczynił. Zapytał następnie byłego właściciela psa, czy ma wystawić stosowne zaświadczenie. Ten, mocno zmartwiony stratą czworonożnego przyjaciela, zrezygnował z urzędniczej gorliwości. I tu został pies pogrzebany...
Traf chciał, że po upływie pół roku przyszło do domu urzędowe wezwanie do zapłaty podatku za psa. Właściciel pomyślał, że jeśli pół roku nie ma psa, to nie musi już wnosić opłaty.
W okienku właściwego urzędu pani, zgrzytając jeszcze białymi ząbkami (właśnie spożywała lunch), orzekła, że nic nie wie, że petent nie ma psa. W związku z tym opłata winna być wniesiona. Gdyby okazał zaświadczenie, wówczas zostałby zwolniony.
Były właściciel psa oniemiał! - Dokąd teraz mam pójść? - myślał gorączkowo, rozumiejąc popełniony pół roku temu błąd. - Do komitetu blokowego? Było to w czasach "radosnej twórczości", gdy funkcjonowało sporo różnych komitetów. - Sąsiedzi - myślał - widzieli go wiele razy z psem, a teraz nie widzą, bo go nie ma. Komitet blokowy jednak urzędowo zajmował się psami i ich właścicielami, gdy tylko na chodniku, trawniku, bądź w piaskownicy pojawiały się znajome wyglądem i zapachem "kupki". Również wtedy, gdy co niektóre dziecko próbowało smaku posypanego piaskowym lukrem przedmiotu. Srogie były za to represje i długo zapamiętane.
Poszedł więc zawiedziony do weterynarza, aby ten wystawił mu zaświadczenie, z którego pół roku temu zrezygnował. Weterynarz jednak na to: - Chłopie! Pokaż psa, to wystawię ci zaświadczenie. Nie pamiętam tego, to było pół roku temu!
Zrezygnowany były właściciel owczarka machnął ręką i poszedł znów do urzędu, aby zapłacić podatek za psa i mieć z tym wreszcie święty spokój.
- Oszust przyszedł! - powiedziała urzędniczka do koleżanki. - A jednak pies się znalazł! Po czym urzędniczka zażądała zaświadczenia o szczepieniu psa przeciw wściekliźnie.
- !?!?!? - Tego było już za wiele. Zdesperowany, w geście rozpaczy chciał wezwać siły porządkowe. A gdy opuścił mury urzędu, gotów był udać się do miejscowego schroniska dla zwierząt, wziąć nowego psa, zaszczepić go i w ten sposób zdobyć niezbędne do opłaty zaległego podatku zaświadczenie. Jak myślał, tak tego nie uczynił... Dlaczego tam nie doszedł? - Nikt tego dziś już nie wie.
Następnego roku... Znów przyszło urzędowe wezwanie do dokonania opłaty podatku za psa...
I cóż?... Co my tu teraz mamy?... Hmm... Pies, owszem, nie żyje, ale i z panem źle się dzieje...