O olbrzymim garnku ze smakowitą zawartością mówiło się już od kilku dni. Apetyt na zupę fasolową przyciągnął w sobotnie popołudnie tłumy ludzi na ostródzki Stadion Miejski. Smakoszy nie przepłoszył nawet ulewny deszcz, który padał praktycznie przez cały czas trwania imprezy.
Akcja "Wielkie Gotowanie" została przygotowana przez popularną audycję "Lato z Radiem" i miesięcznik "Moje Gotowanie". Radiowo - prasowa ekipa przybyła do Ostródy już w piątek. Największy w Europie garnek ( waga 600 kg, wysokość 2 m, pojemność 5100 l) ustawiono przy pomocy dźwigu. W sobotnie południe do wielkiego kotła zaczęły trafiać poszczególne składniki. W garnku wylądowało m.in. 450 kg warzyw, 450 kg ziemniaków, 40 kg koncentratu pomidorowego, 20 kg przypraw, 60 kg podsmażonej cebuli. Łączna masa składników wyniosła 2,5 tony. Nad całością czuwał Robert Sowa, znany ostatnio głównie jako nadworny kucharz polskiej reprezentacji w piłce nożnej. Relacje z ostródzkiej imprezy przekazywane były na bieżąco na antenie 1 programu Polskiego Radia.
Oczekiwanie na smakowity finał umilały koncerty i konkursy. Kilka razy wystąpił nieśmiertelny zespół Żuki, który zaprezentował utwory z repertuaru Czerwonych Gitar, Rolling Stonesów i Beatlesów. Swój przebój "Jedna na cały świat" zaśpiewała także Renata Dąbkowska, która usiłowała porwać do zabawy przemoczoną i przemarzniętą publiczność. Większość jednak wolała skryć się pod firmowymi parasolami jednego z browarów lub raczyć się gorącym bulionem, roznoszonym przez hostessy.
Wreszcie uroczyście oznajmiono koniec warzenia strawy. Zawartość wielkiego kotła przelano do mniejszych garnków i wtedy się zaczęło... Część osób zignorowała oferowane przez organizatorów styropianowe pojemniki o całkiem sporej objętości i przybyła z własnym sprzętem. Czego tam nie było - garnki, termosy, menażki, zdarzały się nawet całkiem spore wiadra. Wygląda na to, że część ostródzian chciała sobie w ten sposób oszczędzić przygotowywania sobotniej kolacji, a może i niedzielnego obiadu. Polak potrafi... Wbrew wyrażanym przez niektórych obawom co do jakości dania, zupa okazała się naprawdę pyszna. Smakowała jak "normalne", domowe jedzenie. Nie ma to jak ręka mistrza.
Tylko jedna rzecz nie dopisała - pogoda. Gdyby nie ulewny deszcz, z pewnością więcej osób bawiłoby się przy przebojach Krzysztofa Krawczyka, który wystąpił już po "wielkim jedzeniu".