Disco Polo od kuchni

Spodziewano się przybycia kilku tysięcy fanów, lecz na płycie Stadionu Miejskiego znalazło się o wiele mniej posiadaczy biletów; przewidywano zakończenie imprezy o godz. 01.00, a szyby w pobliskich oknach trzęsły się aż do 02.30. Tej nocy funkcjonariuszom Straży Miejskiej towarzyszył Mariusz Szwonder.
20 lipca, kilka minut po godzinie 20.00. Podczas odprawy dowiadujemy się, jaki jest nasz rewir: ul. Jana Pawła II, Wyszyńskiego, Pieniężnego, Kościuszki oraz Czarnieckiego. Tymczasem rozpoczął się VII Ogólnopolski Festiwal Muzyki Disco Polo i Dance, który ściągnął do Ostródy fanów z różnych zakątków Polski. Niemal połowa zgromadzonych osób przez kilka godzin obserwować będzie popisy gwiazd koczując za ogrodzeniem. Zaczynamy patrolować wyznaczone ulice, mijamy rozbawione tłumy. Godzina 21.15. Na jednym z pobliskich placów zabaw natrafiamy na grupę młodzieży spożywającą alkohol. Wśród nich są nieletni. Na nasz widok puszki wędrują pośpiesznie z rąk do rąk. Według wyjaśnień każdy ze świeżo upieczonych posiadaczy dowodów osobistych miał pić piwo z dwóch puszek naraz. Imprezowicze zostali pouczeni o zakazie spożywania alkoholu w miejscu publicznym. Kilka minut później poruszamy się ulicą Czarnieckiego. Tam kilku miłośników disco polo usiłuje przedrzeć się na murawę stadionu od strony starego cmentarza. 22.20. Na przystanku autobusowym przy ul. Jana Pawła II doszło do szarpaniny. Otwierają się drzwi radiowozu. W tym momencie dwóch młodych mężczyzn zdążyło wmieszać się w tłum rówieśników zgromadzonych pod sklepem. Teraz wszyscy oni są już przyjaciółmi, "nic nie miało miejsca". Jedziemy dalej. Naszą uwagę zwraca obecność dużej grupy osób w pobliżu sklepu, który powinien już być zamknięty. Wszyscy oni posiadają alkohol. Strażnicy proszą funkcjonariuszy z innego patrolu o obserwację tego miejsca. W międzyczasie otrzymaliśmy zgłoszenie, że ochroniarze zostali obrzucani zza ogrodzenia butelkami i kamieniami. Jak się okazuje, na miejscu nie ma już śladu po napastnikach. Po tej interwencji wiemy, co dzieje się w pobliżu obserwowanego sklepu: na żądanie (wystarczy zapukać) otwierają się drzwi i alkohol wędruje do rąk przez kratę. Godzina 23.20. Jesteśmy pod sklepem. Kobieta z jego wnętrza odmawia spisania, jednocześnie twierdzi, że "wyrzucała tylko śmieci", podając je przygodnym osobom. Podobnych interwencji było więcej. Chodniki "przestały istnieć" jeszcze przed 23.00. Od tej pory można było spotkać coraz więcej pieszych w różnym wieku na środku ulic. Jednemu z nich zupełnie nie przeszkadzały światła radiowozu; sądząc po układzie ciała ku przerywanej linii ściągała go reklamówka z "mokrym" prowiantem. Tej nocy bardzo modne były również "wieszaki", czyli układy choreograficzne w wykonaniu par małżeńskich. Swoją drogą, ciekawe czy frajdą dla pewnego dziecka było podróżowanie na barkach kompletnie pijanego tatusia? 23.30. Oba przystanki autobusowe przy ul. Jana Pawła II zamieniły się w rozlewnie spirytusu. Na jednym z nich "magik" urządził pokaz prędkiego chowania butelki do rękawa. Na drugim mieliśmy okazję zobaczyć rzut kubkiem do kosza na śmieci w wykonaniu starszego jegomościa z pretensjami. Godzina 23.45. Przy ulicy Czarnieckiego zatrzymuje nas młody mężczyzna z pytaniem, gdzie jest komisariat policji. Niestety, mieszkaniec Zabrza wróci do domu bez telefonu komórkowego i - być może - z dużym rachunkiem do opłacenia. Po chwili staje się też jasne, że ktoś wróci do domu bez plecaka z dokumentami. Ale w o wiele gorszej sytuacji znalazła się kobieta, której zgubą okazał się towarzysz zabawy. Jednak w tym wypadku ze zgłoszeniem trzeba będzie poczekać do jej wytrzeźwienia. 01.25. Na jednej z ulic widzimy ślady świadczące o tym, że kosze na śmieci znalazły się na drodze powracających "miłośników muzyki". Mijają kolejne godziny. Ludzie stopniowo opuszczają stadion, kierując swe kroki ku innym lokalom... "To była nadzwyczaj spokojna noc" - tak brzmi opinia funkcjonariuszy Straży Miejskiej.
Jakże niewiele potrzeba do szczęścia: skoczne rytmy i alkohol lejący się strumieniami. Bilans? Murawa Stadionu Miejskiego w innym stanie niż przed koncertem, wiele miejsc przerobionych na szalety (bo przecież w przyrodzie nic nie ginie, a zwłaszcza za płotem), no i oczywiście kac.