Chcemy tylko znów mieć dach nad głową...

W środku lasu, położony w uroczym zakątku, stoi dom. Od 14 lat mieszka w nim rodzina. Jak każdy, tak i ci ludzie przyzwyczaili się do własnego kąta... Dom ten jednak różni się znacznie od innych. Niedawno jego górną część strawił pożar.
Jakiś czas wcześniej Iwona, druga córka pani D. brała ślub. Gości podjęli w domu. Przed weselem wszystkie rzeczy zanieśli na strych. Był tam segment, za duże ubrania i buty, które czekały aż podrosną mniejsze dzieci, zamrażarka, po weselu do połowy wypełniona mięsem. Wszystko to poszło z dymem...
Nie wiadomo jak doszło do pożaru. Domownicy siedzieli na dole, zięć poszedł po coś na górę. Nie zdążył już zejść. Wyskoczył oknem.
Cała rodzina przeniosła się do pomieszczenia gospodarczego pierwotnie służącego do przechowywania zboża. W maleńkim pseudo pokoju ledwie mieści się wersalka. Jedno z dzieci pojechało do Łodzi, by na jakiś czas mieszkać u babci. Jest ich razem osiem osób: sześcioro dzieci, matka i zięć. Córka jest w wysokiej ciąży.
Zaproponowano im mieszkanie na osiedlu. Nie chcieli mieszkać w dwóch małych pokoikach, nie pomieściliby się. Tu, w środku lasu, zawsze czuli się prawdziwie swobodnie.
Dom jest w opłakanym stanie. To, co nie spłonęło, zostało zalane wodą na dole. Dwa silne żywioły: woda i ogień dokonały wielkiego zniszczenia.
Mimo to dzielna matka nie poddaje się. Chce odbudować dom, choć wie, że nie jest to takie łatwe. Najważniejsze to zrobić dach. Potem trzeba będzie zdjąć zwiniętą w rulonik boazerię, żeby nie zrobił się grzyb.
Nie chcą pieniędzy. Potrzebne jest im wapno, cement i żwir. Własnymi rękoma będą zdzierać ściany do cegły. Znaleźli się życzliwi ludzie i sąsiedzi, którzy zadeklarowali pomoc, gdy uda im się już zdobyć materiały. Obiecali, ze za darmo będą pracować przez dwa dni bez przerwy. Nadleśnictwo pomogło im także - dało drewno. Inni je przetarli. Dzięki pomocy sąsiadki otrzymali możliwość zrobienia zakupów w sklepie spożywczym na sumę 400 złotych.
Iwona, która niebawem urodzi dziecko starała się o mieszkanie. Niestety, zaproponowano jej wolne w Wińcu. Uczy się w systemie wieczorowym w Ostródzie, rano odbywa praktyki, wieczorem ma szkołę, ostatni autobus do Miłomłyna odjeżdża w pół do dziesiątej, a dalej nie ma już nic. Nie jest w stanie dochodzić piechotą. Później, z malutkim dzieckiem, też nie będzie miała jak.
Żyją z jednej renty po mężu pani D., który pracował w nadleśnictwie. Renta utrzymuje całą rodzinę. Najmłodsze dziecko skończy dwa lata. W lipcu urodzi się kolejne. Jedna z córek właśnie w tym roku zdaje maturę. Na studia pójdzie, jak znajdzie pracę, żeby na nie zarobić.
W ich oczach widać determinację. Nie proszą o żadne profity finansowe. Chcieliby tylko móc uzbierać materiały potrzebne do odbudowania domu. To jest dla nich najważniejsze. Wszystkie osoby, które zechcą w jakikolwiek sposób pomóc tej rodzinie proszone są o kontakt z redakcją.