Każdy miesiąc odnotował się ważnymi wydarzeniami na kartach historii naszego kraju. Jedni z nas - panuje pogląd, że młodzi przede wszystkim - zatracają poczucie patriotyzmu, nie pamiętają przeszłości kraju, inni, starsi rozpamiętują wydarzenia, a ich patriotyzm staje się świadomością własnego istnienia. Tymczasem czy nie należałoby znaleźć złotego środka, bez niepotrzebnego patosu czy przygnębiającego braku jakichkolwiek uczuć patriotycznych...
Jesteśmy narodem, który ma głęboko zakorzenione tradycje. Lubimy czerpać z historii. Lubimy szczycić się tym, że sięga ona tak daleko. Podczas migracji do Ameryki naszych rodaków określało się mianem tych "ze starego kraju"... Ulice nazywamy od dat ważnych wydarzeń, od nazwisk naszych Wielkich Rodaków (z czym mamy czasem kłopoty, bowiem przy zmieniających się systemach politycznych ulegają zmianom nasze zapatrywania, a światopogląd podlega przewartościowaniu, co odbija się częstymi zmianami nazw tych ulic). A jakże często zdarzało się, że mylnie bohaterów systemu politycznego utożsamiano z bohaterami narodu...
Czy to poczucie głębokiej tożsamości narodowej, tak mocno w nas tkwiące jest pozytywnym zjawiskiem, czy raczej powodem do zmartwienia? Zresztą w nas to też pojęcie względne... od dawna bowiem funkcjonuje prawdziwe chyba pojęcie, że gdzie dwóch Polaków tam trzy poglądy, które równie dobrze można odnieść na płaszczyznę rozpatrywanego tematu.
Poczucie wyjątkowości naszego narodu i nas, jako Polaków tkwiło w nas od zawsze... Patriotyzm to chyba najbardziej charakterystyczny temat polskiej literatury. Dumne rodowody królów polskich można znaleźć już w kronikach Galla Anonima czy Jana Długosza. Mowy bohaterów u anonimowego cudzoziemcy są fikcyjne, a opiewa on wielkie czyny choć nie dba o zachowanie chronologii. Staszic w znanych "Przestrogach dla Polski" chwali dawne cnoty Polaków, patriotyzm szlachecki, piętnuje kult cudzoziemszczyzny. Julian Ursyn Niemcewicz ułożył nawet całe "Śpiewy historyczne", które są cyklem utworów poetyckich prezentujących sylwetki znanych Polaków oraz ważne momenty dziejów narodu. Pomimo słabej wartości literackiej stały się one swoistym podręcznikiem historii Polski, ułożono nawet do nich muzykę i opatrzono rycinami... "Dziady" Mickiewicza to obraz męczeństwa polskiej młodzieży, "Pan Tadeusz" to obraz dawnej świetności... "Gloria victis" Orzeszkowej jest literackim, patetycznym hołdem złożonym bohaterom powstania styczniowego. Wyspiański wskrzesza ducha ojczyzny w "Weselu", "Nocy listopadowej", "Warszawiance"...
Należy mieć poczucie przynależności do kraju, wychowywać młode pokolenia w duchu patriotyzmu... Tylko czasem zastanawia fakt wyolbrzymiania wszystkiego, co polskie, gloryfikowania narodu... Dziedzictwo przeszłości bowiem potrafi być paraliżujące, a potrzebę wyzwolenia się z jej wszechobecnej władzy manifestowali tacy jak Gombrowicz, który w "Ferdydurke" rozpoczął desakralizujący nurt i kontynuowali go Grochowiak, Bursa, Wojaczek czy Barańczak. Czy nie można być po prostu Polakiem - w zwykłej codziennej wędrówce przez życie - wypełniającym obowiązki względem ojczyzny, własnej rodziny, pracy zawodowej?
Czy nie można zatem zachować ważnych wartości nie kojarząc listopada czy stycznia tylko z powstaniami, września z wybuchem wojny, maja z uchwaleniem konstytucji... Pamiętając o tych wydarzeniach, tkwiących głęboko w naszej świadomości cieszyć się każdym dniem bez gloryfikowania przeszłości? "Wiosną wiosnę, nie Polskę, obaczyć?"