
Śpiewasz, że do nieba Ci nie po drodze, a jednak wraz z Zespołem wspinacie się na firmament polskich gwiazd. Na jakim etapie Zespół jest w tej chwili?
- Na bardzo dobrym etapie rozwojowym. W przygotowaniu jest nasza następna, trzecia już płyta. Z tego, co wiem, w branży mówi się, że znowu będą na tym krążku lotne melodie. Fajnie, bo nie robimy tego na siłę, jakoś tak same z siebie wychodzą. Gramy po prostu to, co nam w sercu gra. I tego się będziemy trzymać.
Ale czy czujesz się już gwiazdą?
- Nigdy tak o sobie nie powiem. Gwiazdy zostawmy astronomom. Ten muzyk, artysta, który będzie się uważał za gwiazdę, powinien już zejść ze sceny. To jest utopia. Jesteśmy normalnymi ludźmi, którzy wykonują muzykę. Właściwie jesteśmy jak usługodawcy, a gwiazdami, jeśli już mamy operować tą terminologią, są ci ludzie z drugiej strony barierek, czyli nasza publiczność. Bo to my dla nich jesteśmy, nie oni dla nas. Chcemy, mówiąc nieco erotycznie, ale bez podtekstów, robić im dobrze, czyli sprawiać, żeby uśmiech gościł na ich twarzach.
To kwestia satysfakcji?
- To cudowne, kiedy ludzie skandują naszą nazwę, dobrze się bawią, a potem miesiącami pamiętają koncert, Wszelkie kontakty drogą mailową, internetową itd. są jakby nagrodą. To znaczy, że to, co robimy dla nich, robimy dobrze.
Fajna sprawa, że od 15 lat gracie razem pod nazwą Carpe Diem i chyba popularność, jaką zdobyłeś w programie Idol, nie popsuła tych stosunków, wręcz przeciwnie?
- Zawsze Szymon Wydra występował pod szyldem Carpe Diem. Gdziekolwiek bym nie był, to Carpe Diem było moim pierwszym imieniem i nazwiskiem, a Szymon Wydra to gdzieś tam dalej.
Bardzo dużo tekstów piszesz sam, utwory innych artystów są nieliczne, choć między nimi można znaleźć teksty Jacka Cygana. W Twoich utworach widać, jak bardzo mocno angażujesz się emocjonalnie w to, co robisz i czym żyjesz.
- Ależ oczywiście. My jesteśmy Zespołem, który docenia warstwę tekstową. Nie chcemy śpiewać o bzdetach. Naszą inspiracją jest człowiek i wszystko, co jest z człowiekiem związane. Nie znaczy to wcale, że jesteśmy monotematyczni. Ponieważ człowiek interesuje się wieloma rzeczami, ma wiele w życiu problemów, to my o tej różnorodności chcemy mówić. Staramy się szukać swego rodzaju drogowskazu dla kogoś, kto niejednokrotnie z własnej głupoty wpadł w jakieś zakręty życiowe. Ja sam przeżyłem kilka takich wpadek.
Jednocześnie piszesz tekst i muzykę piosenki z ostatniego albumu „Żołnierz – za Waszą i naszą krew”, która jest protestem przeciwko terroryzmowi, poruszasz bardzo poważne tematy.
- Tak, dziś akurat nie zagraliśmy tego utworu, bo trzeba do tego innego klimatu To nie jest utwór, który się nadaje na duże koncerty, gdzie troszkę ludzi jest z przypadku itd. Ale cudowną sprawą jest to, że nawet Ci przypadkowi ludzie stają się naszymi przyjaciółmi. Jak wchodzimy na scenę i widzimy tak zwane znaki zapytania w ich oczach, „co to będzie”, to potem nie chce się z tej sceny schodzić, bo wszyscy jesteśmy jednym wielkim, wielotysięcznym zespołem Carpe Diem.
![]() |
Ładujesz w pracę wiele emocji, w zasadzie żyjesz pracą, czy nie boisz się, że w którymś momencie wyczerpią Ci się baterie i nie będziesz mógł za 30 lat, tak jak Budka Suflera, stanąć na scenie w pełni sił i energii i robić to, co kochasz najbardziej?
- Nie jestem wróżką, nie znam przyszłości. Życzyłbym sobie tego i wszystkim w kapeli, abyśmy dotrwali tych lat jak nasi znakomici przyjaciele z Budki Suflera. To zaszczyt grać dziś z Nimi na jednej scenie. Są naszymi muzycznymi idolami.
Pytanie z innej półki: czy w sercu Szymona Wydry nadal jest tylko muzyka?
- (znaczący uśmiech) Proszę o inny zestaw pytań. Na pewno muzyka jest moją pierwszą miłością, która mnie do tej pory nie zdradziła i jest nam ze sobą dobrze.
I na koniec zapytam Cię tak: gdybyś dziś stanął przed Bogiem, co chciałbyś, żeby powiedział na Twój widok?
- Chciałbym, żeby mnie poklepał po ramieniu i powiedział: „jesteś spoko, koleś”, bo On też jest spoko koleś.
Dziękujemy za rozmowę i trzymamy kciuki za kolejne opowieści o człowieku.
Z Szymonem Wydrą rozmawiała Agnieszka Szaciłowska