Tak naprawdę, to pacjentów pozbawiono mojej pomocy, a nie mnie pracy. Do końca okresu zatrudnienia, który trwał do 31 października, cały czas była obietnica, że Ośrodek będzie istniał w niezmienionej postaci, a ja będę pracowała. Zgodnie z tym trwały zajęcia i była prowadzona terapia. Kilka dni przed zakończeniem umowy o pracę zwróciłam się z prośbą o zapłacenie mi za usługi psychologiczne pełnione przeze mnie dla Poradni Zdrowia Psychicznego. Wtedy obecna pani wiceprezes, Mirosława Bilińska poinformowała mnie, że w związku z tym, że zakład nie ma pieniędzy, a ja się ich domagam, mam zacząć sobie szukać innej pracy, bo ona mnie nie zatrudni. Pieniędzy tych nie otrzymywałam od początku roku, choć pracę wykonywałam właśnie na prośbę pani Bilińskiej, ponieważ Poradnia Zdrowia Psychicznego nie miała psychologa. Robiłam diagnostykę dla psychiatry oraz prowadziłam terapeutycznie poszczególne przypadki choroby u pacjentów. Nie były to żadne duże pieniądze, niemniej jednak, miałam prawo ubiegać się o to, co wypracowałam, a wychodziłam z założenia, że jak rozpadnie się zakład, nie mam szansy już w ogóle ich odzyskać.
Skorzystałam więc tylko ze swojego prawa do domagania się swoich pieniędzy. Niestety, byłam odsyłana od jednej do drugiej osoby, przekładano ciężar odpowiedzialności za brak pieniędzy na innych. Złożyłam więc oficjalne oświadczenie na piśmie, w którym poprosiłam o zajęcie się tą sprawą, wyjaśnienie jej i odpowiedź. To było podstawą tego, że pani Bilińska się na mnie obraziła. Ustnie poinformowała mnie, że nie przedłuży umowy, będzie szukała innego psychologa, a ja mam znaleźć inną pracę. Potem w gazecie przeczytałam o tym, że rozpisano konkurs na wykonywanie usług. Mimo, że nie poinformowano mnie o takiej możliwości, złożyłam ofertę pisemną. Zawarłam w niej wszelkie swoje specjalizacje, łącznie z psychoterapią. Do tej pory nie mam odpowiedzi na tą ofertę. Dowiedziałam się natomiast, że Staroście powiedziano, że nie zgodziłam się na warunki kontraktu, który mi zaproponowano, co nie jest prawdą, ponieważ nikt mi niczego nie proponował. Tak więc złożyłam na swoje własne stanowisko ofertę do sekretariatu ZOZ-u. Koleżanka pracuje tam sama, z czego łatwo wywnioskować, że po prostu nie ma nikogo chętnego na stanowisko kierownika. Trudno się zresztą dziwić, bowiem wymaga ono specjalizacji, bez której praca terapeutyczna jest niemożliwa. Przerwano tym samym funkcjonowanie terapii, bowiem jedna osoba nie jest w stanie prowadzić wszystkiego sama. 31 października zakończyłam formalnie pracę, aczkolwiek do tej pory tam jestem, bowiem muszę rozstawać się z pacjentami, którzy właśnie zaczęli głęboką terapeutyczną pracę nad sobą. I którym nagle, z dnia na dzień muszę powiedzieć, że to jest koniec, że już nie będą się ze mną spotykać, ponieważ mnie tutaj nie zatrudniono. Jest to najważniejsza dla mnie sprawa i najbardziej bolesna. Jest to dramat pacjentów, tych, którzy cierpią na depresję, mają całą masę problemów wynikających z różnych przyczyn. Rozpoczęcie terapii można porównać do zawarcia kontraktu na określoną ilość pracy nad sobą. Gdy w trakcie tej pracy muszę im powiedzieć, że to już koniec, jest to niedopuszczalne. Osoby, które zdecydowały o moim odejściu, nie mają pojęcia o sensie pracy terapeutycznej. To jest właśnie ta rzecz, której nie mogę darować. Nie swojego braku pracy, bo ja pracę zawsze znajdę. Ale tego, że pacjentów wygoniono z działki, która była im dostępna. Jest to szczególnie dramatyczne właśnie dlatego, że w Ostródzie nie ma psychologa, który w ramach współpracy z Kasą Chorych za darmo dla pacjentów świadczy usługi, myślę, że wysokiej jakości. Ja się cały czas uczę, do tej pory, właśnie dlatego, żeby tę pracę wykonywać jak najlepiej. Trudno będzie znaleźć kogoś, kto ma takie przygotowanie do pracy terapeutycznej jak ja, a co stało się nagle nieważne. Na dodatek myślę, że to oburzyło i zaburzyło dodatkowo pacjentów. Za stan tych ludzi i za to, co dalej będzie działo się z alkoholikami, którzy przez wiele lat nie piją, a uczestniczyli cały czas w terapii, odpowiedzialność ponosi dyrekcja. Nagle trzeba było im powiedzieć: dla was nie ma tutaj miejsca i dalszej możliwości leczenia.
Mgr. Psychologiii Danuty G.
wysłuchała: Agnieszka Jaroszewska
Poradnia Leczenia Uzależnień w Ostródzie utworzona była na skutek porozumienia zawartego pomiędzy Powiatem Ostródzkim a okolicznymi Gminami. Na realizację jej powstania (remont i dosprzętowienie) przeznaczono sto kilkadziesiąt tysięcy złotych, z tego znaczną część (ok. 70 procent) przekazał samorząd miejski Ostródy. Porozumienie zawierało klauzulę zobowiązującą starostwo powiatowe do utrzymywania działalności Poradni co najmniej przez 10 lat, w niezmienionym lokalizacyjnie i czynnościowo kształcie. W obecnej chwili nikt nie zna przyszłości owej poradni, dziwnie zapomniano o jej znaczeniu, jak i o głównym niegdyś "Porozumieniu". Personel zaś tam zatrudniony - wielokrotnie publicznie wychwalany, stał się nagle niewygodny i niepotrzebny.
Wobec powyższego jakoś dziwnie brzmi treść pierwszego punktu "Informacji" sporządzonej przez Nowy Zarząd Szpitala PZOZ w Ostródzie S.A., który brzmi: "Chcemy aby najważniejszy w systemie leczenia był pacjent".