Ostróda: Zwolniony z Żeglugi wygrywa w Sądzie Pracy

Zygmunt KiejziewiczByły prezes Żeglugi Ostródzko-Elbląskiej Jarosław Sz. pozwalniał w spółce najlepszych pracowników. Najbardziej z nich zasłużony, dyrektor techniczny Zygmunt Kiejziewicz złożył pozew do Sądu Pracy z żądaniem wypłaty trzymiesięcznej odprawy. 8 kwietnia br. sąd wydał postanowienie, nakazując jego natychmiastową realizację.

Nie tylko Zygmunt Kiejziewicz, pracownik z trzydziestoletnim stażem pracy w Żegludze Ostródzko-Elbląskiej, padł ofiarą zmian w strukturze organizacyjnej spółki przeprowadzonych przez byłego już, na szczęście, prezesa Sz.

Przypomnijmy. Jarosław Sz. po trzech tygodniach swoich rządów reorganizuje zatrudnienie w firmie, co miało przynieść spółce oszczędności. Oznacza to, że cięcia kosztów zaczął od pracowników.  "Poleciały głowy" kilku osób. Prezes zlikwidował stanowisko dyrektora operacyjnego. Długoletnia pracownica otrzymała odprawę i odeszła. Następne dwie panie, które pracowały w dziale sprzedaży, zostały sprowokowane do odejścia jako te, które "niewydajnie pracują". Jedna z nich sama złożyła wypowiedzenie. Druga, absolwentka wyższej uczelni, zrezygnowała z pracy po otrzymaniu od prezesa propozycji objęcia stanowiska sekretarki. W miejsce tych trzech pracownic, prezes zatrudnił cztery młode osoby: trzy kobiety i jednego mężczyznę.

Pan prezes zabrał się również za dyrektora technicznego, ponieważ uznał, że nie nadaje się on na to stanowisko. Zaproponował mu więc przejście na niższe za porozumieniem stron, z pensją o 30% mniejszą. Etat dyrektora technicznego zastąpiono etatem dyrektora ds. marketingu i sprzedaży, podobno na warunkach jakie miał wcześniej Kiejziewicz. Z tego oszczędności nie było.  Z Żeglugi odchodzi również główna księgowa. Przyczyny tej decyzji nie znamy. Kilka osób otrzymało propozycję obniżenia wynagrodzenia. Niektóre ją przyjęły. Nasi informatorzy mówili, że prezes zamierzał zredukować także marynarzy, ale okazało się, że jest ich i tak za mało. Burmistrz mówił nam wtedy tak:

- Chcę uspokoić, że pracownicy nie są zwalniani, lecz, ponieważ sytuacja jest trudna, prezes robi reorganizację. Ja tej strukturze się przyjrzę i będę chciał z panem prezesem o pewnych rzeczach porozmawiać. Ludzie, którzy długo pracują i którzy budowali ten zakład pracy, pozostaną na stanowiskach. Jedynie będą wprowadzone pewne oszczędności. Zajmę się tą sytuacją i uspokajam, że osoby, do których nie ma zastrzeżeń natury prawnej i wynikającej z kodeksu pracy – będą pracowały.  
Czas pokazał, że Czesław Najmowicz nie poradził sobie z panem Jarosławem Sz. i słowa nie dotrzymał. Zygmunt Kiejziewicz poddał się operacji kolana i poszedł na długie zwolnienie lekarskie. Gdy dobiegało ono końca, prezes Sz. zaproponował mu jeszcze niższą, niż wcześniej, pensję.

- Prezes dał mi wtedy wypowiedzenie zmieniające – mówi pan Zygmunt – Po 1,5 miesiąca, bo taki okres musi minąć, żebym się określił - nie przyjąłem jego warunków. Z dniem 30 listopada 2013r. umowa o pracę wygasła. A żeby było śmieszniej, dostałem świadectwo pracy z wypowiedzeniem dyscyplinarnym. Musiałem występować do firmy o poprawienie zapisów w tym świadectwie. Gdy w dniu otrzymania świadectwa pytałem kadrową o to, czy paragrafy w świadectwie pracy są zgodne z moim wypowiedzeniem, usłyszałem, że tak, bo przygotowali je prawnicy z Olsztyna, ale mam siedem dni, żeby się odwołać. Natomiast, gdy zapytałem o odprawę, kadrowa powiedziała, że się nie należy. Po sprawdzeniu przeze mnie tych paragrafów w domu okazało się, że jest to odpowiednik dyscyplinarki. Gdy wystąpiłem o sprostowanie, firma przyznała, że była to jej pomyłka.

Prawdopodobnie firma dobrze wiedziała, z jakiego paragrafu zwalniała pracownika. Czy były już prezes sądził, że uda mu się zaoszczędzić na odprawie pana Zygmunta? Tego nie wiemy, możemy jedynie snuć domysły. Wiemy natomiast, że burmistrz nie mógł darować prezesowi Sz. zwolnienia Kiejziewicza. Gdy, swojego czasu pytaliśmy Cz. Najmowicza o przyczyny odwołania prezesa Sz. ze stanowiska, powiedział nam, że między innymi, właśnie ta sprawa była jednym z przyczynków. Nawiasem mówiąc, burmistrz sugerował również p.o. prezesa J. Barczukowi  zatrudnienie Kiejziewicza, ale prezes podobno odmówił. Jak to świadczy o relacjach właściciel – zarząd spółki?

Zygmunt Kiejziewicz nie czekał na zlitowanie. Podjął pracę w innej instytucji. Miesiąc temu odbyła się pierwsza rozprawa, z powództwa mężczyzny, w Sądzie Pracy.

- Złożyłem do sądu pozew o wypłatę 3-miesięcznej odprawy – mówi pan Zygmunt – Na pierwszej sprawie świadkiem był Jarosław Sz. Drugi świadek nie stawił się wtedy, dlatego sąd przełożył sprawę na 8 kwietnia. Pani sędzina zasądziła na moją rzecz odprawę 3-miesięczną, w tym  wypłacenie mi jednokrotności wypłaty w trybie natychmiastowym. Żegluga zapłaci też 1800 zł kosztów sądowych.

Pan Kiejziewicz powiedział nam także, że jest mu dobrze tam, gdzie teraz pracuje. Nie chciałby wracać na dawne stanowisko, bo Żegluga Ostródzko-Elbląska to nie jest już ta sama firma, z którą tak bardzo kiedyś się zżył.